Rozmiar tekstu:  A  A  A 
PL|EN
Mapa strony Kontakt
Logo Obywatele dla demokracji Logo EEA Grants Logo Stefan Batory Foundation Logo PFDiM
2017-02-19

Nie ma siema

W Polsce dzieci nie zamarzają jak rosyjscy bezprizorni. Nikt do nich nie strzela jak w południowoamerykańskich favelach. Nie staczają się zwykle tak nisko, jak dzieciaki z Dworca ZOO. Bywają głodne, ale z głodu nie umierają. Pracując z dziećmi, rzadko więc musisz walczyć o ich egzystencję, twoim celem jest raczej zamiana tej egzystencji w pełniejsze życie…

Wejście
Pojawiasz się na osiedlu, podwórku, ulicy. Siedzisz pół dnia na ławce. Przechadzasz się. Rozglądasz. Następnego dnia znowu. I jeszcze. Po pewnym czasie nie tylko ty obserwujesz. Sam też jesteś obserwowany. Z sąsiedniej ławki, z bramy, zza firanki. Narasta napięcie i ktoś w końcu pęka. Często miejscowy senior. Wtedy wystarczy pokierować rozmową. On wie, które dzieciaki żyją na ulicy, a które tylko wyszły, żeby się przewietrzyć. Zresztą, sam też potrafisz rozpoznać, kto jest kim na podwórku.

Kontakt
Podchodzisz. Za dnia i na otwartej przestrzeni. Raczej do grupki, nie pojedynczego dziecka. Witasz się i przedstawiasz. Jesteś streetworkerem i będziesz na to podwórko wpadać raz w tygodniu. Czy chcą pogadać? Jeśli nie, żaden problem. Będziesz za kilka dni. Może wtedy. Tak, to prawda, dźwigasz na plecach ważącą kilkadziesiąt kilogramów rakietę, ale dziś naprawdę nie musimy o tym rozmawiać.

Relacja
Jesteś „panem Karolem”, „panią Karoliną” i mówicie sobie „dzień dobry”. Nie ma siema. Nie ma nara. Nie ma gościu. Nie ma stara. Przy tobie nie ma też śmiecenia, palenia, picia i bicia. Przekleństw zasadniczo też nie. Ale o tym dowiedzą się trochę później. Nie można zniechęcić. A, i jeszcze jedno. Nawet jeśli masz dwadzieścia kilka lat, kręcone włosy i czarujący uśmiech, to dla nich nadal jesteś „panią Karoliną, streetworkerką”. I fajnie, żeby chłopaki o tym pamiętały. Po co mają się napinać, a potem i tak rozczarować.

Plan minimum
Nie zbawisz świata. Robisz tyle, ile możesz. Życie na ulicy nie jest przyczyną, jest skutkiem. Może jest przemoc w domu, może totalny brak zainteresowania, a może po prostu są rodzice, którzy z własnym życiem też nie dają sobie rady. Nie zmienisz tego. Ale możesz na przykład zintegrować dzieciaki. Wtedy starsi nie pobiją młodszych. A może pobiją, ale słabiej. Jeden podzieli się z drugim kanapką. Pomoże koledze, gdy ten przesadzi z dopalaczami. Wezwie pogotowie, zamiast uciec. Minimalizujesz straty. Pojawiasz się raz w tygodniu i dajesz szansę. Może któraś z dziewczynek jest molestowana i chce o tym powiedzieć. Jeśli nie tobie, to komu?

Sens
W Polsce dzieci nie zamarzają jak rosyjscy bezprizorni. Nikt do nich nie strzela jak w południowoamerykańskich favelach. Nie staczają się zwykle tak nisko, jak dzieciaki z Dworca ZOO. Bywają głodne, ale z głodu nie umierają. Pracując z dziećmi, rzadko więc musisz walczyć o ich egzystencję, twoim celem jest raczej zamiana tej egzystencji w pełniejsze życie. Masz nadać mu sens. Przestrzec przed zagrożeniami. Dodać odwagi. Przywrócić poczucie wartości. Po co Pani do nas przychodzi, takich dzieci z ulicy? – pyta nowohucki dziewięciolatek No, właśnie po to!

Już lepszy dziwak
Rakieta krąży po Nowej Hucie tramwajem lub na plecach streetworkerów Fundacji „Nowe Centrum”. Ma dwa metry, dwie szelki i dwa człony. W każdym skrywa komorę. Zanim jednak schowki zostaną otwarte, rakieta pojawia się w ulicznej przestrzeni i dłuższą chwilę stoi. Przyciąga uwagę i komunikuje – że coś się wydarzy, że od teraz przez kolejne trzy godziny na podwórku panują określone zasady, że wszystko jest jawne i każdy może dołączyć. Zresztą ktoś, kto zaczepia dzieci i ma rakietę na plecach, raczej nie jest mordercą bądź pedofilem z niecnymi zamiarami, w najgorszym razie dziwakiem. To uspokaja dorosłych.

Rozpoznanie
Na podwórku nie masz być gościem, z którym raz w tygodniu przybija się piątkę. Jesteś kimś, kto pomoże naprostować życie. Musisz poznać dzieci. Dowiedzieć się, czyja mama sprowadza klientów do mieszkania, czyja obecność w szkole jest odstępstwem od normy, kto prowadzi w miarę uporządkowane życie, a czyje coraz bardziej ciąży ku ulicznej dekadencji. Ale uważaj z pytaniami. Jeśli przesadzisz, spłoszysz. Będziesz jak kurator, urzędniczka z MOPS-u, czy po prostu pała – to znaczy policjant. Więcej słuchaj, mniej mów. Po powrocie spisuj notatki. I pamiętaj – jesteś pedagogiem, a nie animatorem zabaw podwórkowych. Choć oczywiście zabawy też są fajne.

Metoda
Możesz zaproponować grę. Przytarganą w rakiecie brezentową planszę trzy na trzy rozkładasz wprost na trawniku. Rozdajesz odpowiednie karty. Zaczynacie. Gra jest szybka i zabawna. Uczestnicy od czasu do czasu napotykają na pewne „zaszyte” w niej treści. Na przykład obrazek strzykawki może nie zostanie przez dziecko zauważony, ale może sprowokować do zwierzeń np. o narkotykach w domu lub ciężkiej chorobie któregoś z rodziców. Musisz wszystko zapamiętywać i wszystko kojarzyć. Ale gry nie służą tylko diagnozie. Nie każda też musi krążyć wokół trudnych tematów. W rakiecie znajdziesz choćby „Kontynentalny twister” – opracowaną w fundacji grę, pomagająca dzieciakom nauczyć się państw Europy i ich stolic. „Transfuzja” to gra-pretekst do rozmów o zdrowiu i praktycznych ćwiczeń, choćby pierwszej pomocy.

Jesteś kostką
Gry to również doskonały trening społeczny. Trzeba sobie poradzić zarówno z porażką, jak i triumfem. Trzeba wspólnie omówić reguły, zgodzić się na nie i nie łamać ich. Ty również grasz. W innej grze – o to, czy będziesz na podwórku kostką czy pionkiem. Nie zdziw się, jeśli pewnego dnia jakiś malec rzuci papierek na ziemię i patrząc ci w oczy odmówi jego podniesienia. – Ale jak to, przecież umawialiśmy się, że nie śmiecimy? Ano tak to – odpowie ci malec. – Co mi zrobisz?
Nie zrobisz wtedy nic. Przerwiesz zabawę i będziesz czekał. Inne dzieciaki też nie podniosą papierka. Odsuną się kilka metrów od ciebie i będą szeptać, pokazywać palcem, wyśmiewać się. Ba, po chwili zbiegną się dorośli – rodzice i ciotki. Nawrzeszczą na ciebie, że ich dzieci nie są śmieciarzami, żeby sprzątać. Jakiś krewki młodzian wysypie tuż obok ciebie zawartość ulicznego kosza. Że niby ich poniżasz. A tak w ogóle, to weź spierdalaj. Nie wolno ci. Dalej musisz spokojnie czekać. W pyskówce przegrasz. Jeśli odejdziesz przed zaplanowanym czasem, odbiorą to jako Twoją ucieczkę. Jeśli sam podniesiesz papierek – autorytetem dla nich już nigdy
nie będziesz. Musisz dotrwać do końca podwórkowego dyżuru, spokojnie się zebrać, pożegnać i pójść. Kiedy po tygodniu wrócisz na to nowohuckie podwórko, dzieciaki same do ciebie podejdą. Wyburczą przeprosiny. Wtedy już będziesz wiedzieć – jesteś kostką.

Pierwsza duma
Dzięki wsparciu programu Obywatele dla Demokracji Centrum Profilaktyki i Edukacji Społecznej „Parasol” otworzyło na krakowskim Kazimierzu świetlicę dla dzieci żyjących na ulicy. Każdy mógł tam przyjść, dołączyć do jakiś zajęć lub nie. Czasem zjeść, czasem samemu przygotować posiłek dla innych. Posprzątać. Dzieci żyjące na ulicy zwykle lubią porządek. Lubią też obowiązki, z których – jak to dzieci – czasem się wywiązują, czasem nie. Ale nade wszystko lubią mieć jakieś miejsce, gdzie są u siebie. Kiedy już mają takie miejsce, chętnie wrócą na ulicę. Nie z musu, lecz z potrzeby kreacji. Potrzeby poczucia wpływu i chęci pokazania, że potrafią też dobrze. – Zaprojektowały i stworzyły ogród zabaw. Na jego otwarcie zaprosiliśmy ich rodziców, nauczycieli, sąsiadów – mówi Marcin Drewniak z „Parasola”. – 10-, 11-, 12-latki po raz pierwszy w życiu poczuły się dumne, z tego co zrobiły. Dostrzegły tę dumę w oczach bliskich. To jest bezcenne.

Występek pro publico bono
Dumne były też dzieciaki z nowohuckiej świetlicy, prowadzonej przez Fundację Nowe Centrum. Pewnego dnia przyniosły głośnik. Bardzo potrzebny głośnik, bo poprzedni całkowicie się popsuł. Problem w tym, że urządzenie zajumały – ukradły w pobliskim elektromarkecie. Były naprawdę zdziwione, że dobra intencja nie usprawiedliwia kradzieży. Teraz już wiedzą i nie kradną.

Pomyłka – tak, drwina – nie
Kradzież wydarzyła się też w świetlicy „Parasola”. Zginął portfel jednego z wychowawców. Sprawcy nikt za rękę nie złapał, ale wszyscy wiedzieli, kto to zrobił. Pełnoletni już rezydent świetlicy dostał ultimatum – odda portfel lub sprawa trafi na policję. On też tam trafił, a później – na krótko do więzienia. – Bardzo
przykra sprawa. Ale czymś innym jest chwilowe pobłądzenie, a czymś innym drwina z prawa oraz innych członków społeczności. Mógł oddać portfel – wyjaśnia Marcin Drewniak. – Nie tylko służymy dzieciakom i młodzieży, ale przede wszystkim społeczeństwu. To społeczeństwo nas utrzymuje i w zamian oczekuje, że pomożemy młodym ludziom zrozumieć reguły i się do nich dostosować. Gdybyśmy odpuścili, nasz delikwent nauczyłby się, że prawo można bezkarnie łamać.

Odwrócona piramida Maslowa
Jeśli poznasz kiedyś dzieciaki żyjące na ulicy, bardzo szybko odkryjesz, że – choć są głodne, często przemarznięte i żyją w ciągłej niepewności – nadal są dziećmi, przepełnionymi ciekawością świata, aspiracjami i marzeniami. To prawda, często te uczucia są gdzieś stłamszone. Ale są. Ty masz tylko im pomóc. Na przykład nowohucka Fundacja „Nowe Centrum” wozi podopiecznych na krakowski rynek, by pierwszy raz w życiu zobaczyli Kościół Mariacki i Sukiennice, ciągnie na Wawel, pokazuje stare gmachy uniwersyteckie. Po co? Czy nie wystarczyłoby nakarmić i ogrzać. Może i tak, ale to jest przecież Kraków – tu każdy może zostać kardynałem lub przynajmniej profesorem na UJ. Kiedy nie wiesz, jak trafić do Collegium Maius, jest ci trudniej. A dzieciakom żyjącym na ulicy trudności w życiu nie brakuje. – Streetworking adresowany do dzieci. To ogromna praca i odpowiedzialność, ale jeszcze większa radość i nadzieja – podsumowuje Katarzyna Regucka, prezeska Fundacji „Nowe Centrum” i streetworkerka od niemal 20 lat.

Streetworking
To nie jest tak jak myślisz.

Tekst: Michał Henzler
fot. Centrum Profilaktyki i Edukacji Społecznej “Parasol”