Rozmiar tekstu:  A  A  A 
PL|EN
Mapa strony Kontakt
Logo Obywatele dla demokracji Logo EEA Grants Logo Stefan Batory Foundation Logo PFDiM
2016-06-16

Trzeci sektor trzeciej władzy

Konstytucja mówi jasno – władza sądownicza jest niezależna od innych władz. Jednocześnie nasz porządek prawny dopuszcza pewien udział obywateli w wymierzaniu sprawiedliwości, a nawet – wygląda na to – pozarządówka z sukcesem może reformować polską temidę. Organizacje realizujące swoje projekty w ramach programu Obywatele dla Demokracji opowiadają o tym jak i czy udała im się “reforma”.

Proszę usiąść. Proszę wstać. Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej… – Podoba nam się to czy nie, ale polskie sądy działają niekiedy z dynamiką fast foodu ze sprawiedliwością. Najpierw trzeba odstać swoje w kolejce, potem już w mgnieniu oka. Ekspresowa rozprawa. Standardowa kara. I do przodu. Żeby tylko sąd mógł obsłużyć kolejną spośród 15 milionów spraw rocznie.

Z badań opinii publicznej wynika, że większość Polaków niezbyt dobrze ocenia wymiar sprawiedliwości; np. ponad 60% badanych podejrzewa, że sędziowie ulegają różnego rodzaju naciskom i czasem zapominają o swojej niezawisłości. Lista zarzutów jest oczywiście długa, np. że „kryją krewnych i znajomych”, przyjmują łapówki, faworyzują bogatszych, dyskryminują biedniejszych oraz przedstawicieli mniejszości. Jednocześnie, tylko ok. 20% Polaków miało w ostatnim pięcioleciu osobisty kontakt z sądami. I właśnie ta grupa, która zetknęła się z temidą, nieco lepiej ocenia sądownictwo. – Wydaje się, że polski wymiar sprawiedliwości cieszy się niezasłużenie złą opinią, którą społeczeństwo wyrabia sobie na podstawie głośnych afer i lektury tabloidów. Oczywiście do ideału ciągle jeszcze daleko – zauważa Bartosz Pilitowski, prezes Fundacji Court Watch Polska (Toruń). – Od lat prowadzimy obserwację sądów. Niemal 2000 naszych wolontariuszy monitorowało prawie 30 tys. rozpraw.

Konstruktywna kontrola

W ramach Obywatelskiego Monitoringu Sądów wolontariusze Fundacji sprawdzają m.in. czy rozprawa w ogóle się odbyła i czy zaczęła się punktualnie; czy sędzia wyjaśnił przyczynę ew. opóźnienia; czy uczestnicy rozprawy byli traktowani kulturalnie i czy żadna ze stron konfliktu nie była faworyzowana; w końcu jak rzetelnie protokołuje się rozprawę, a także czy prokurator nie porozumiewa się z sędzią podczas przerw, kiedy inni wypraszani są z sali. Wyniki monitoringów są regularnie ujawniane i kierowane do środowiska sędziowskiego.

Nierówne traktowanie stron lub skrajne nieposzanowanie podsądnych to przypadki wyjątkowe. Częściej pojawiają się drobniejsze przewinienia – takie zachowania sędziego, które mniej bądź bardziej biją w poczucie godności osób stających przed sądem. Brak przywitania, brak pożegnania, brak jasnego uzasadnienia wyroku, pospieszanie podczas zeznań. To wszystko nie wpływa na rozstrzygnięcie, ale tworzy pewien klimat i decyduje o tym, jak społeczeństwo ocenia sądy. – Dla sędziów rozprawa to prawo i procedury. Tymczasem dla osób stających przed sądem to przede wszystkim emocje – obawy i nadzieje. Chcielibyśmy, żeby obywatele doceniali wymiar sprawiedliwości, a sądy na to w pełni zasługiwały – wyjaśnia Filip Gołębiewski z Court Watch Polska. – Tam gdzie regularnie przychodzą nasi obserwatorzy, widzimy zmianę. Na przykład poprawia się punktualność sędziów i częściej strony są traktowane równo przez sąd.

Pocztą pantoflową rozchodzi się po Polsce wieść, że już sama obecność obserwatorów Court Watch to cenne wsparcie podczas rozprawy. Pojawiają się prośby o ich przysyłanie. W 2015 roku Fundacja uruchomiła Wokandę Obywatelską, społecznościowy serwis internetowy, na którego łamach każdy może zgłosić rozprawę i zaprosić na nią obserwatora. Choć strona nie była jeszcze szerzej reklamowana, każdego dnia pojawia się średnio jedno zgłoszenie.

„Sprawa dotyczy wrabiania mnie w wykroczenie drogowe, którego nigdy nie popełniłem (…) Jestem w stanie pokryć koszt dojazdu obserwatora z Poznania tj. koszt paliwa, biletów pkp lub pks oraz zapewniam obiad, poczęstunek.” – Ogłasza w serwisie www.wokandaobywatelska.pl obwiniony z zachodniej Wielkopolski.

86% bezkarności

Wyzywał i bił. Jak miał ochotę to gwałcił. Jak nie miał, to czasami też – żeby pokazać kto rządzi. Wolno mu było, bo mężom w ogóle dużo wolno. Nie wolno natomiast sąsiadom wtykać nosa, więc nie wtykali. – Mamy „znętę” – podsłuchała, jak mówią o niej na komisariacie. Potem rozprawa i wyrok. W niedzielę podała mężowi rosół i drugie. I placek. Żeby przeprosić, że poszła na policję. On wtedy też, że też żałuje, i że już nigdy więcej kochanie.

Znęta w języku policjantów to ofiara znęcania się fizycznego lub psychicznego nad osobą najbliższą (art. 207 kodeksu karnego). Znętami są najczęściej żony, konkubiny, matki. Niemal same kobiety. Wg danych Ministerstwa Sprawiedliwości każdego roku około 100 tys. Polek doświadcza przemocy domowej. Jednak z badań prowadzonych przez prof. Beatę Gruszczyńską (Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW) wynika, że jest to co najmniej 800 tys. do miliona kobiet. – Przebadałyśmy sprawy dotyczące art. 207, jakie pojawiły się w śląskich sądach w latach 2012-2014. Zbierałyśmy statystyki, przewertowałyśmy ponad pół tysiąca wyroków, chodziłyśmy na rozprawy – mówi Alina Kula członkini Zarządu Fundacji Pozytywnych Zmian (Bielsko-Biała). Powstał z tego raport. Wnioski szokują.

W Siemianowicach Śląskich, na przykład, sąd rejonowy stwierdził winę mężczyzny, który przez dziesięć lat znęcał się fizycznie i psychicznie nad żoną, groził jej śmiercią oraz gwałcił. Oskarżonemu kary jednak nie wymierzył, jedynie oddał go pod nadzór kuratora i zobowiązał do leczenia odwykowego. Postępowanie warunkowo umorzył.

W latach 2013-2014 takie i podobne rozstrzygnięcia – prowadzące do poczucia bezkarności wśród sprawców – były w zasadzie normą. Na Śląsku na 2647 orzeczonych wyroków pozbawienia wolności aż 2423 wydano „w zawieszeniu“. Podobnie zresztą przedstawia się statystyka ogólnopolska. W skali kraju aż 86% to tzw. zawiasy. Sprawca przemocy wraca więc do domu i domowników. Czasem skruszony, czasem z poczuciem, że znów musi ukarać nieposłuszną żonę.

***

Kiedy w jednych sądach oprawcy swoich rodzin cieszyli się faktyczną bezkarnością, w innych sprawcy przestępstw przeciwko zwierzętom przekonywali się, że ich czyny również pozostać mogą bez kary.

Krakowska fundacja Czarna Owca Pana Kota, wraz z wrocławskim stowarzyszeniem Ekostraż, przeprowadziła monitoring postępowań w sprawach o wykroczenia i przestępstwa z Ustawy o ochronie zwierząt. Organizacje zebrały dane z m.in. 146 losowo wybranych sądów rejonowych i 147 prokuratur, czyli co trzeciej takiej instytucji w Polsce. Przeszkoliły też 32 obserwatorów, którzy uczestniczyli w rozprawach sądowych dotyczących przemocy wobec zwierząt. Przeprowadziły badania ankietowe. Na koniec powstało opracowanie, konfrontujące bardzo rozmaite dane z różnych instytucji i miejsc. Wynika z niego, że w Polsce niedomaga cały system. – Począwszy od Policji – która niechętnie przyjmuje zgłoszenia dotyczące wykroczeń i przestępstw przeciwko zwierzętom, przez prokuratury – które najczęściej odmawiają wszczęcia postępowania lub je umarzają, aż po sądy – które karzą sprawców bardzo łagodnie lub praktycznie wcale – wyjaśnia Joanna Wydrych, członkini Zarządu fundacji Czarna Owca Pana Kota.

Na przykład, w 2013 roku Sąd Rejonowy w Olsztynie za poderżnięcie gardła kotu o imieniu Luksus skazał mężczyznę na 4 miesiące więzienia. Oczywiście, w zawieszeniu. „Zawiasy” to 86% spośród wszystkich kar pozbawienia wolności orzekanych wobec dręczycieli i morderców zwierząt.

– Z Czarną Owcą łączy nas nie tylko ta liczba 86% – mówi Anna Chęć z Fundacji Pozytywnych Zmian. – Fundacja Batorego zorganizowała w 2014 roku spotkanie dla różnych organizacji badających różne społeczne problemy i wtedy odkryłyśmy jak bardzo wiele wspólnego mają projekty – nasz poświęcony przemocy w rodzinie, i ten dotyczący dręczenia zwierząt.

Obie organizacje swoje badania i raporty traktują też podobnie – jako punkt wyjścia do starań na rzecz zmiany polityki karnej. Sprawcy najpoważniejszych przestępstw powinni natychmiast trafiać za kraty, inni – mieć orzekane dotkliwe kary wolnościowe: grzywny, bądź nakaz nieodpłatnej pracy na rzecz lokalnych społeczności. Sędziowie powinni też odważniej korzystać ze środków bardziej specyficznych. W przypadku dręczycieli rodzin – m.in. eksmitować ich z domów, zakazywać kontaktów z pokrzywdzonymi, nakazywać udział w zajęciach z technik zastępowania agresji. Również Ustawa o ochronie zwierząt proponuje sądom szereg specyficznych instrumentów, choćby nawiązkę na cel ochrony zwierząt, odbieranie ich sprawcom i zakaz posiadania.

– Takie monitoringi i raporty całościowo ujmujące jakieś zagadnienie to rzecz niezwykle cenna dla sędziów, którzy mają ustawowy obowiązek podnoszenia swoich kwalifikacji i corocznego uczestnictwa w szkoleniach – ocenia sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa. – Powoli zmiana już następuje, ale szkolenie sędziów bardzo by się przydało.

Zwraca uwagę, że już dziś karani są sprawcy czynów, które całkiem niedawno uznawane były tylko za naganne, ale nie przestępcze. I rzeczywiście, pokolenie temu świniobicie za stodołą, przycinanie uszu psom, usypianie nadmiarowych kociąt z miotu wpisywało się w obyczajowość pewnych kręgów społecznych, ale ścigane nie były. Zmiana, która nastąpiła, to w dużej mierze zasługa organizacji społecznych. – Zapadają już pierwsze wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności dla sprawców najcięższych przestępstw przeciwko zwierzętom. To ważne, bo zawsze najtrudniej wydaje się te pierwsze – wyjaśnia sędzia.

Pozarządowy klawisz

Organizacje społeczne mogą kontrolować sądy, mogą badać funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w wybranych obszarach, mogą też wpływać na orzecznictwo. W Toruniu i Białymstoku poszły krok dalej – wspomagają wymiar sprawiedliwości w egzekwowaniu kar.

Fundacja Court Watch Polska we współpracy ze stowarzyszeniami „Przyjaciele z podwórka” oraz „Patronat”, powołała tam Centra Sprawiedliwości Naprawczej. Instytucje, do których miejscowe sądy kierują osoby skazane na karę ograniczenia wolności, czyli obowiązek wykonywania prac społecznie użytecznych. Co prawda jest ona dotkliwa, ale pozwala zachować wolność. Niestety, nie każdemu.

Jeśli taka kara przydarzy się skazanemu, który nigdy w życiu nie pracował, albo takiemu, który ma problem z alkoholem, zwroty akcji mogą być dramatyczne. Wystarczy, że osoba taka zaniedba swoje obowiązki – na przykład wejdzie w ciąg alkoholowy – a uruchamiana jest procedura zamiany ograniczenia wolności na jej pozbawienie, czyli karę więzienia. – Oczywiście, nie dzieje się to z automatu, ale pierwsze problemy zwiastują pojawienie się kolejnych. Takiemu człowiekowi trzeba pomóc. I my to właśnie robimy w Centrum Sprawiedliwości Naprawczej – mówi Bartosz Pilitowski.

Pomoc rozpoczyna się w chwili spotkania zapoznawczego. Pracownicy Centrum wypytują „interesanta” o jego talenty, upodobania, tryb życia i inne zobowiązania. Chodzi na przykład o to, żeby samotna matka odpracowywać mogła swoja karę w godzinach, kiedy jej dzieci są w przedszkolu. Albo o to, żeby skazany za hackerstwo informatyk, zamiast zamiatać ulice, prowadził w ramach kary zajęcia komputerowe dla seniorów. Ograniczenie wolności nie ma bowiem być karą publicznego pohańbienia lub fizycznego wymęczenia, ale formą odpracowania winy i prawdziwej resocjalizacji. Indywidualne podejście do podopiecznych pozwala to zrealizować. – To nie cud, że udało nam się utworzyć te placówki. To efekt pracy naszej, miejscowych sędziów i kuratorów sądowych – tego, że wzajemnie sobie zaufaliśmy – podkreśla Bartosz Pilitowski.

Bo sądownictwo można reformować, ale fundamentem tej reformy musi być wzajemne zrozumienie, wzajemne zaufanie i wiara, że w sądzie spotykają się sami dobrzy ludzie. Aktywiści społeczni. Sędziowie, którzy chcą być dobrymi sędziami. Ale też i dobrzy ludzie, którym zdarzyło się złamać prawo.

tekst: MICHAŁ HENZLER

Projekty zostały zrealizowane w ramach programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

 

Pobierz artykuł w .doc